niedziela, 18 stycznia 2015

Dziewczęcy pokój.../ Girl's room


Witam serdecznie!
Na początku chciałabym ogromnie podziękować za TYLE ciepłych słów pod poprzednim postem!!!:)
Publikując go nie miałam pojęcia, że spotka się on aż z takim zainteresowaniem! Każdej z osobna dziękuję za pozostawiony komentarz, za wyrażenie swojego zdania dotyczącego malowania elementów niepomalowanych:))) Są one dla mnie siłą napędową do dalszych wnętrzarskich poczynań:) Chce mi się teraz i to bardzo! Teraz wiem, że nie "bloguję" do ściany". Dziękuję, że jesteście. Witam nowych obserwatorów:) Na wszystkie komentarze odpowiedziałam. Jednak cały czas napływają do mnie e-maile w sprawie malowania. Pytacie ...jakiej farby użyć, wosku, lakieru, jak zrobić przecierki ...itp. Na wiele e -maili nie zdążyłam jeszcze odpowiedzieć, ale obiecuję odpisać. Tylko trochę cierpliwości proszę:) Zaznaczam, że nie jestem ekspertem w dziedzinie stylizacji mebli czy innym wnętrzarskim, dyplomowanym specem:) Wszystkiego uczę się sama i robię to z pasją:)
Wracając do tematu posta:)....dzisiaj o pokojach naszych pociech.  Pokój dziecka zmienia się na przestrzeni lat. Z niemowlęcego w pokój przedszkolaka, ucznia aż w końcu nastolatka:) Zdjęcia pokoi moich niemowlaków nigdy nie pojawiły się w "sieci":)...gdyż nie miałam wtedy pojęcia o "blogowaniu" a samo "blogowanie" nie było wówczas modne:) Pokój córki pojawił się tutaj kilka razy, ale to były czasy przedszkolne i wczesnoszkolne. Od tamtych publikacji trochę się zmieniło...tzn. baza pozostała ta sama, czyli kolor ścian i bielona boazeria. W miejsce "singerowskiego" stolika pełniącego rolę biurka stanął biały, otwarty sekretarzyk. Obok niego miejsce zajęła biała toaletka (tegoroczny prezent gwiazdkowy). Pokój ten jest najjaśniejszym pomieszczeniem w naszym całorocznym domu. To zasługa dwóch okien dachowych i okna balkonowego. Miało być jasno, trochę pastelowo...po prostu dziewczęco. Natalce się podoba, a to przecież najważniejsze:)

Kilka fotek z kącika edukacyjno - pielęgnacyjnego:)







Jedynie co pozostało mi z czasów niemowlęcych małej N. (oprócz fotografii) to te malutkie balerinki:)



A to tak dla porównania:)


BYŁO / JEST


BYŁO/ JEST



Bardzo dziękuję za odwiedziny i pozostawione komentarze!
Życzę spokojnej niedzieli i udanego tygodnia!
Pozdrawiam ciepło
xoxo
Magda

wtorek, 6 stycznia 2015

Metamorphosis of kitchen.../ Metamorfoza kuchni

Witam wszystkich w Nowym Roku!
Dzisiaj znalazłam czas, aby opublikować post, który miał pojawić się przed Świętami:)
Z cyklu metamorfoza kuchni tanim kosztem. Czyli co zrobić, żeby "nijaka" kuchnia nabrała zdecydowanego wyrazu? Można zmienić kolor ścian, firany, zasłonki, wymienić drobiazgi...przemalować meble czy w końcu zmienić ich ustawienie. Moja stacjonarna kuchnia, która na dodatek jest otwartą kuchnią na salon i resztę domu, przestała pasować do "pobielonego" wnętrza". Temat kuchni długo męczył moją głowę...najpierw myślałam o całkowitej wymianie szafek na ecru lub biel, ale zaraz schodziłam na ziemię, gdyż koszt byłby olbrzymi. Potem chciałam wymienić same fronty...ale za chwilę pojawiało się pytanie...po jaką cholerę?:) Przecież te fronty są w takim kształcie, który lubię najbardziej. A i wymiana ich byłaby również kosztowna. Nie stać mnie na to myślę...wolę spichlerz wykończyć:) Zresztą chciałabym zaznaczyć, że tę kuchnię własnoręcznie wykonał mój małżonek 13 lat temu i w tej też kuchni nauczyłam się gotować, choć kulinaria nie są moją mocną stroną:) I tak po długoletnich przemyśleniach chwyciłam za pędzel i zaczęłam przemalowywać kuchenne fronty, które po 13 latach użytkowania były naprawdę w świetnym stanie!
Zmiany nie są jakieś wielkie, ale kuchnia jest odświeżona i wreszcie współgra z resztą domu.
Kuchnia pewnie będzie stopniowo" dopieszczana", ale już teraz cieszę się z efektu mojej mozolnej pracy. Proces ten trwał dość długo i został skończony tuż przed świętami.  Dodatkowo wymieniłam uchwyty oraz okap. Ten poprzedni był identyczny tylko w kolorze chromu. Drzwi do spiżarnio - kotłowni też zmieniły swój wygląd...zostały pobielone i ozdobione "wiejskimi" ornamentami.
Wszystko inne jak stół, krzesła, kolory ścian zostały te same. To wystarczyło, żeby "stara" kuchnia stała się "nową":)
Tak wygląda moja "nowa" kuchnia...bez kosztownej wymiany mebli i uciążliwego remontu.









Fronty malowałam farbą kredową Annie Sloan w kolorze Original, potem nakładałam bezbarwny Soft Wax.
Farby te świetnie kryją prawie wszystkie powierzchnie, więc nie trzeba się męczyć ze szlifowaniem!  Jedyne co to fronty przed malowaniem odtłuściłam płynem do naczyń.
Papierem ściernym wykonałam przecierki. Do pomalowania wszystkich frontów i listw wykończeniowych  zyżyłam półtora litra puszki. Koszt litrowej puszki to 150 zł . Dobrze jest też zaopatrzyć się w pędzle Annie Sloan...nie są tanie, ale dużo lepiej się nimi maluje. Na ich zakup zdecydowałam się  jak byłam właściwie na finiszu...ale wiem, że było warto i Wam też polecam!













Jestem bardzo zadowolona ze zmian i mimo to, że to nie była wnętrzarska rewolucja, to czuję się jakbym otrzymała nową kuchnię!:) Ciekawa jestem Waszych opinii, wszystkie sugestie mile widziane! Czy boki i listwy przypodłogowe malować? Na razie posłuchałam tych co kuchnię na żywo widzieli i "prosili", żeby nie malować bo ....popsuję?:)

Kochani bardzo Wam dziękuję za wspólny 2014 rok. Za wszystkie świąteczne i noworoczne życzenia!
Miło mi, że ze mną jesteście.
Z ciepłymi pozdrowieniami
xoxo
Madzia